W piątkowy wieczór w Końskich odbyły się dwie debaty prezydenckie, które zamiast integrować kandydatów i opinię publiczną, stały się przyczyną kontrowersji i ostrych oskarżeń. Jedną z nich zorganizowała Telewizja Republika na miejskim rynku, drugą – sztab Rafała Trzaskowskiego w hali sportowej. Rafał Trzaskowski nie wziął udziału w pierwszej, a Telewizja Republika nie została dopuszczona do relacjonowania drugiej.
Incydenty przed debatą Trzaskowskiego
Zanim rozpoczęła się debata w hali, doszło do zamieszania. Jak relacjonują świadkowie, dziennikarz Telewizji Republika Michał Gwardyński został usunięty siłą z terenu wydarzenia. Z kolei przedstawiciele sztabów wyborczych kontrkandydatów Rafała Trzaskowskiego nie zostali wpuszczeni przez osoby zakrywające twarze.
– Wyłączono część opinii publicznej i dwie konserwatywne telewizje, by debatę relacjonować – mówił podczas debaty Karol Nawrocki, obywatelski kandydat na prezydenta.
Polityczny zarzut o cenzurę i strach przed debatą
Prezes IPN, odpowiadając na pytanie o przywrócenie zasadniczej służby wojskowej, postanowił wrócić do tematu organizacji debaty i skrytykował swojego kontrkandydata.
– Jesteśmy w sytuacji, w której właściwie mój główny kontrkandydat Rafał Trzaskowski po pierwsze, nie miał odwagi stawić się na debacie, a po drugie – wyłączono część opinii publicznej i dwie konserwatywne telewizje, by taką debatę relacjonować – powiedział Nawrocki.
Dodał także, że uczestniczy w wydarzeniu „z szacunku do widzów TVN, telewizji rządowej i telewizji Polsat”, ale ostrzegł, że „największym zagrożeniem jest to, aby tchórz został zwierzchnikiem sił zbrojnych”.
Podzielona scena polityczna
Debaty w Końskich miały być okazją do konfrontacji programów i postaw kandydatów, tymczasem przerodziły się w spór o dostęp do mediów i standardy demokracji. Sytuacja ta z pewnością zostanie wykorzystana w nadchodzących dniach przez wszystkie strony kampanii wyborczej.