W całej społeczności Woli Szczucińskiej panuje szok i niezrozumienie wobec tragedii, którą rzekomo spowodowała Monika B. (40 l.). Kobieta jest podejrzewana o zamordowanie swoich córek – Oliwii († 5 l.) i Emilki († 3 l.), a następnie wyrzucenie ich ciał do ogniska. Szczegóły tej niewyobrażalnej tragedii wzbudzają powszechne zaniepokojenie.
Reporterzy „Faktu” odwiedzili miejsce tragedii, gdzie ugaszone ognisko i drewniane krzesło przykuwają uwagę. To tam policja znalazła spalone szczątki dzieci. Społeczność nie może zrozumieć, jak ktoś mógł popełnić taką okrutną zbrodnię.
Historia rodziny Moniki B.
Monika pochodzi z Borek i kilka lat temu wróciła do Polski z Anglii, gdzie poznała swojego męża. Otrzymali od nich dom w Woli Szczucińskiej, który odnowili i przystosowali dla swojej rodziny. Para miała dwie urocze córki, a mąż często podróżował między Polską a Anglią, gdzie pracował jako budowlaniec.
Według mieszkańców wioski, rodzina wydawała się być spokojna i dobrze zorganizowana, co dodaje dramatowi znacznej doniosłości. Nawet dom miał monitoring, zainstalowany przez męża Moniki, aby zapewnić bezpieczeństwo.
Szok i niezrozumienie
Społeczność jest wstrząśnięta tragedią, zastanawiając się, co mogło być przyczyną tak straszliwego czynu. Sąsiedzi opisują Monikę jako cichą i skrytą osobę, co sprawia, że wydarzenia wydają się jeszcze bardziej szokujące. Nikt nie mógł przewidzieć tak okropnego zakończenia dla tej kochającej rodziny.
Śledztwo i kolejne kroki
Policja potwierdziła, że Monika została zatrzymana jako podejrzana o zabicie córek. Sekcja zwłok ma wyjaśnić przyczynę ich śmierci, a decyzją prokuratora kobieta pozostaje w policyjnym areszcie.
To tragiczne wydarzenie wstrząsnęło społecznością Woli Szczucińskiej i pozostawiło pytania bez odpowiedzi. Ludzie nie mogą uwierzyć, że coś takiego mogło się zdarzyć w ich spokojnej wiosce.