W Mielnie doszło do tragicznego wypadku, w którym 47-letni mężczyzna zginął, ratując swoich synów z wzburzonego Bałtyku. Choć służby ratunkowe pojawiły się na miejscu błyskawicznie, nie udało się uratować mężczyzny, który poniósł śmierć podczas akcji ratunkowej.
Tragiczne chwile na plaży w Mielnie
Wszystko wydarzyło się we wtorek, około godziny 20:00. Trzej mężczyźni – ojciec i jego dwaj synowie – weszli do morza w trudnych warunkach: wysokie fale i silne prądy sprawiły, że nie byli w stanie wrócić do brzegu.
Z relacji świadków wynika, że 47-letni mężczyzna poświęcił swoje życie, ratując swoich synów. Starszego syna, 21-latka, doprowadził do falochronu, natomiast 19-latka udało mu się odepchnąć w stronę brzegu, gdzie fala wyrzuciła go na ląd. Sam jednak opadł z sił i nie był w stanie wydostać się z wody.
Błyskawiczna akcja ratunkowa
Na miejsce natychmiast wysłano cztery zastępy straży pożarnej, specjalistyczną grupę ratownictwa wodno-nurkowego PSP oraz ratowników Grupy Interwencyjnej ŚLWOPR. Pierwszy dotarł zespół ratowników ŚLWOPR, który po kilku minutach wydobył jednego z synów z wody. Mężczyzna był skrajnie wyczerpany i nie mógł już utrzymać się na falochronie. Drugi syn został wyciągnięty przez świadków.
Poszukiwania ojca
Świadkowie zgłosili, że w wodzie znajduje się jeszcze jedna osoba – ojciec. Zaczęły się natychmiastowe poszukiwania, które trwały około 30 minut. Nurek z grupy ratowniczej ŚLWOPR odnalazł mężczyznę pod wodą. Rozpoczęto reanimację, którą wspierał zespół ratownictwa medycznego WSPR Szczecin. Niestety, mimo długotrwałej reanimacji, nie udało się przywrócić funkcji życiowych. Lekarz stwierdził zgon 47-letniego mężczyzny.
Kolejny tragiczny wypadek nad Bałtykiem
To kolejna tragedia w tym sezonie nad Bałtykiem. Zaledwie kilka dni wcześniej, w Niechorzu, morze wyrzuciło ciało 16-letniego chłopaka z Dziwnówka, który zaginął kilka dni wcześniej. Obie tragedie przypominają o niebezpieczeństwach związanych z kąpielami w morzu, zwłaszcza w trudnych warunkach pogodowych.